«W 1924 roku Joseph Roth napisał powieść o pewnym łódzkim hotelu. Do uwiecznionych wówczas przez niego pokoi do dziś przyjeżdżają goście. Historię tych, którzy już dawno umarli, ożywia Teatr Nowy w magnetyzującym spektaklu "Hotel Savoy" przygotowanym na festiwal Łódź Czterech Kultur

Żeby obejrzeć "instalację teatralną" w reżyserii Michała Zadary, trzeba przyjść na ulicę Traugutta 6 (dawniej Krótką 6), gdzie od 1911 roku działa hotel Savoy. Trzeba też postarać się o mapę z informacją o czasie i umiejscowieniu poszczególnych wydarzeń. Kilka minut przed godz. 20 wszyscy są wpuszczani na wewnętrzne podwórko, które z okna swojego pokoju oglądał Gabriel Dan, główny bohater książki Josepha Rotha. Dziś wjeżdżają tam samochody dostawcze. Stąd każdy z widzów wyrusza we własną podróż po hotelu - i tym współczesnym, i tym, który zachował się tylko w literaturze.

Od samego początku staje się jasne, że Zadara zrezygnował z linearnego streszczania powieściowej historii, by pokazać publiczności jedynie jej przebłyski. Spektakl otwiera scena nie z pierwszego, a z 11. rozdziału, w której kuzyn głównego bohatera chce wynająć pokój w hotelu Savoy. Etiudę pożegnania Stasi i Gabriela widzowie oglądają, zanim jeszcze zobaczą ich pierwsze spotkanie. W różnych miejscach i o różnym czasie ożywają na kilka minut postacie i opisane przez Rotha sytuacje - na parterze, w "pokoju cinkciarzy", handluje się walutą, w "burdelu" Beata Kolak czyta do mikrofonu fragment o wizycie Gabriela w barze ze striptizem, na korytarzu szóstego piętra toczy się rozmowa o Ameryce, wszyscy próbują dostać się do miliardera Henry'ego Bloomfielda i zainteresować go pomysłem na biznes. Przez 15 minut na ekranach telewizorów można też oglądać wywiady na temat Łodzi i hotelu przeprowadzane przez Zadarę i odgrywane przez aktorów. Z kilku stron dobiega muzyka - hotelowa "orkiestra" (Michał Gibki, Damian Kulec, Adam Kupaj, Mateusz Olszewski, Patryk Pietrzak) gra minikoncerty i zaprasza na dancingi.

W czasie samodzielnie organizowanej wyprawy po Savoyu część etiud i koncertów na pewno się przeoczy, niekiedy trzeba przeciskać się przez stłoczony w wąskich korytarzach tłum, czasem jest się jedynym widzem w pomieszczeniu. Podczas przechadzek między pokojami i piętrami można usłyszeć podawane z głośników cytaty z "Hotelu Savoy", opisujące Łódź z początków XX wieku. Tymczasem na drewnianym poddaszu, gdzie mieściły się dawniej lokale dla biedoty, na skrzypiącym łóżku w pokoju 848 umiera klaun Sanczin. Można się tu dostać zabytkową windą obsługiwaną przez Ignacego ("najniebezpieczniejszego człowieka w hotelu Savoy"), a potem podziwiać przez wąskie okno panoramę Łodzi. 35-metrowy gmach był z początku najwyższym obiektem niesakralnym w mieście - w prasie określano go "drapaczem chmur" i "pierwszym łódzkim wysokościowcem".

Osoby, które nie znają powieści Josepha Rotha, mogą czuć dezorientację, bo z wyrwanych z kontekstu fragmentów trudno ułożyć jedną spójną opowieść. Ale właśnie zgoda na mozaikową kompozycję, w której poszczególne elementy istnieją niezależnie i symultanicznie, będzie głównym źródłem przyjemności z uczestnictwa w tym wydarzeniu. To, co proponują nam Zadara i aktorzy Nowego, to pełne subtelnej melancholii rozbudzanie pamięci uśpionej w murach hotelu Savoy. Pamięci o żyjących tu kiedyś ludziach, o pełnym paradoksów fabrycznym mieście i atmosferze, która towarzyszyła międzywojennej codzienności jego mieszkańców. I świadomość, że niewiele jest miejsc na świecie, w których można zrealizować podobny spektakl.»

"W hotelu Savoy budzi się pamięć o dawnej Łodzi"
Monika Wasilewska
Gazeta Wyborcza - Łódź online
19.09.2012