Najgłośniejsza premiera sezonu w Teatrze Narodowym to "Matka Courage i jej dzieci". To bardzo efektowny spektakl, ale reżyser Michał Zadara idzie w nim na łatwiznę, a większe wrażenie niż role Danuty Stenki i Zbigniewa Zamachowskiego robi scenografia.


Nie ma tygodnia, by ktoś z kwiatu polskiego dziennikarstwa czy kultury i sztuki nie roztaczał przed publicznością wizji grożącej nam wojny. Nic więc dziwnego, że na scenę wraca "Matka Courage i jej dzieci" Bertolta Brechta.


Michał Zadara sięgnął po obraz steranej życiem kobiety, która z czeredką dzieci ciągnie za wojskiem i robi na wojnie interes, nie chcąc zauważyć, jak każda udana transakcja obraca się przeciw niej. Pisarz w "Matce..." pokazuje nie bitwy, tylko tyły, gwałt i przemoc, ekonomiczny wyzysk, wywrócone na opak prawo wojny, które ostatecznie obraca się przeciw najsłabszym.


"Matka..." to najgłośniejsza premiera sezonu w Narodowym. Spektakl kusi gwiazdorską obsadą - w rolę tytułowej Courage wciela się Danuta Stenka, jako komiczny pastor konformista występuje Zbigniew Zamachowski. Wszyscy grają tu grubą, przerysowaną kreską. Zadara skraca Brechtowskie songi, w aranżacjach Jacka "Budynia" Szymkiewicza i wykonaniu aktorów Narodowego wypadają one nieco niezbornie, ze swojskim fałszem, jak ogniskowe czy marszowe przyśpiewki.


Najmocniejsza w tej inscenizacji jest postać Kattrin, niemej córki tytułowej bohaterki, na której skupia się gwałt i przemoc, i która w finale podejmuje krok tyleż heroiczny, co desperacki. Gra ją gościnnie aktorka i reżyserka Barbara Wysocka (w niektórych przedstawieniach ma ją zastępować Anna Gryszkówna). Podobno rolę Kattrin Brecht napisał dla swojej żony, aktorki Helene Weigel, by mogła grać w obcojęzycznych przedstawieniach. Tekst sztuki się postarzał, a najbardziej przekonująco u Zadary wybrzmiewa właśnie rola Kattrin - pozbawiona słów, oparta na przerysowanej fizycznej ekspresji.


Brecht wiedział: To będzie rzeź


Brecht zaczął pisać "Matkę Courage" na skandynawskiej emigracji we wrześniu 1939 r. Nie przypadkiem więc najsłynniejsza markietanka literatury ciągnie za szwedzkim taborem akurat przez Polskę. Prapremiera odbyła się 19 kwietnia 1941 r. w neutralnej Szwajcarii, w Zurychu. Na okropieństwa wojny Brecht napatrzył się wcześniej. Zmobilizowany miesiąc przed końcem I wojny światowej, w październiku 1918, pełnił służbę sanitarną we frontowym szpitalu.


Tytułową postać pisarz zaczerpnął z powieści łotrzykowskiej XVII-wiecznego klasyka Hansa Jakoba Christoffela von Grimmelshausena, uczestnika wojny 30-letniej. Rzeczpospolita nie brała udziału w tym jednym z najważniejszych konfliktów nowożytnej Europy, epizodycznie pojawiająca się w sztuce wojna polsko-szwedzka to odrębna historia.


W Niemczech sprawa ma się inaczej - w wojnie 30-letniej straciły one przeszło połowę ludności. Sięgnięcie po tę wojnę jako kostium dla rozpoczynającego się dopiero światowego konfliktu było więc mocnym gestem pisarza. I dowodziło przenikliwości Brechta.


Katolicy kontra Europejczycy - zbyt łatwy chwyt


"W roku 2016 Michał Zadara wystawia tę sztukę, myśląc o wojnie w roku 2025" - promuje "Matkę Courage..." Teatr Narodowy. Skoro wojna 30-letnia - to protestanci kontra katolicy (z wyjątkiem katolickiej Francji wspierającej przeciw katolickim Habsburgom luterańskiego cesarza).


O ile jednak na scenie z przekładu Jacka St. Burasa znikają wyrażenia w rodzaju "lutrzy" czy "ewangelicy", słowo "katolicy" za każdym razem podkreślane jest z emfazą. Katolickie wojska walczą u Zadary pod flagą biało-czerwoną, z wpisanym w cierniową koronę krzyżem. Z kim wojują? Ich bezimienni oponenci występują pod flagą Unii Europejskiej, w niebieskich hełmach z żółtymi gwiazdkami. Otwarta wojna cywilizacji jak z chorego snu prawicowego ekstremisty to chwyt tyleż efektowny, co groteskowy i łatwy.


O co chodzi Zadarze? Jak zwykle w ostatnich latach stara się on zainteresować widza przykurzoną klasyką. Szuka w niej doraźnego komentarza, ale też czegoś ponadczasowego. Efektownie, nieraz efekciarsko. Po scenie jeżdżą samochody, podnoszą się hydrauliczne platformy, padają strzały z kapiszonów, prawdziwą siekierą rąbie się prawdziwe drewno. Wóz Matki Courage zmienił się w pordzewiałego mercedesa 200D, katoliccy bojownicy strzelają z ckm-u. Nadejście chwilowego pokoju radio oznajmia głosem Jacka Żakowskiego.


O, wojno nasza!


Z tej "Matki Courage" w pamięć najmocniej zapada scenograficzna instalacja Roberta Rumasa - gigantyczna makieta współczesnej Warszawy po wojennej apokalipsie. Oko kamery powiększa ją jeszcze w lekko rozmyty obraz pełen nadpalonych wieżowców, zawalonych parkingów i pokrytych gruzami bulwarów.


Warszawa zmasakrowana jak Aleppo działa na wyobraźnię bardziej niż naciągana religijna analogia z XVII w. Bo polska wyobraźnia wojną się fascynuje, choć wojny się boi i dzisiejsze wojny nie bardzo chce znać. Ważne, żeby wojna, choćby zmyślona, była "o nas" - nie o Kurdach, Arabach czy Ukraińcach.


"Płoń, Warszawo!"
Witold Mrozek
Gazeta Wyborcza nr 279
30-11-2016