Jeszcze niedawno zbierał cięgi za "upolitycznienie", "lewactwo", "tanią publicystykę", "promocję homoseksualizmu" i brutalizm. Czy z równym zaangażowaniem będzie trzeba wkrótce ścigać i tępić teatr za zainteresowanie... historią teatru?
Konserwatywne rządy z upodobaniem przeznaczają fundusze na muzea, rekonstrukcje bitew i izby pamięci. Młodzi reżyserzy z coraz większym zapałem wystawiają rekonstrukcje legendarnych spektakli. Powtórzenia, wspominki, sceniczne eseje z historii teatru.

Gdy Michał Zadara przed kilkoma laty zaczął zajmować się najstarszymi tekstami literatury polskiej ("Odprawa posłów greckich" Jana Kochanowskiego, Stary Teatr w Krakowie, 2007) wywołał dezorientację. Sumienna, wierna autorowi inscenizacja akcentująca nie "współczesność", ale właśnie historyczność, obcość staropolskiego tekstu, miała posmak nowości. Dziś Zadara, włączając do "Kupca" (Stary Teatr, 2009 - dramat Mikołaja Reja z 1534 roku) elementy performing lecture (nagranego wcześniej wykładu odkrywającego historii powstania dramatu, jego strukturę, współczesne odpowiedniki) wydaje się niemal tradycjonalistą. Wykład o konstrukcji spektaklu w trakcie spektaklu, odniesienia do tradycji inscenizacyjnej, oczko puszczone do teatrologów, dramatologów, literaturoznawców, kulturoznawców - to jeszcze nie reguła, ale już nie zaskoczenie.

 


Teatr z pełnym zaangażowaniem zmienia się we własne muzeum. Muzeum nowoczesne, multimedialne, multidyscyplinarne, korzystające z najnowszych technologii, teorii i perspektyw badawczych. To, co w muzyce funkcjonowało od lat jako "tribute album" czy "cover", w teatrze nie miało swojego odpowiednika. Jak jednak inaczej dziś nazwać np. "Brygadę szlifierza Karhana" (2008) wystawioną przez Remigiusza Brzyka na otwarcie nowej dyrekcji w Teatrze Nowym w Łodzi? Czy nie: tribute to Kazimierz Dejmek? Czy nie: cover legendarnej Dejmkowskiej "Brygady...", od której zaczęła się w 1949 historia Teatru Nowego? Brzyk wraz z dramaturgiem Tomaszem Śpiewakiem opowiedzieli historię tego pierwszego teatralnego produkcyjniaka z perspektywy postaci wykreślonej ze scenariusza. Przywołali fragmenty rejestracji, zdjęcia ucharakteryzowanych aktorów, wspomnienia realiów, w których odbyła się premiera. "Brygada..." okazała się jednym z wydarzeń sezonu oraz dowodem, że teatr może bez wstydu sięgać po magię, wzruszenie i sentyment.

Realizacje, rekonstruujące historię tekstu i recepcji dramatu już nie dziwią. Dlatego Krzysztof Garbaczewski i Marcin Cecko mogli ostatnio wystawić w Opolu "Odyseję" będącą niemal w całości komentarzem do tekstu Homera, tekstów inspirowanych Homerem (choćby "Ulissesa"), komentarzy na temat komentarzy do tekstów inspirowanych Homerem. Dlatego Weronika Szczawińska w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu mogła zabawić się Fredrowską "Zemstą", pokazując na czym polega fenomen tej komedii, zderzając sposób, w jaki "Zemstę" grywali najwięksi z tym, w jaki z pewnością grać się jej nie da.

Artyści w pasji odtwarzania wykraczają już w przyszłość, tworząc rekonstrukcje spektakli potencjalnych, planowanych lub właśnie realizowanych. "Supernova. Rekonstrukcja" Marcina Wierzchowskiego (Łaźnia Nowa, Kraków) to próba odtworzenia współczesnych realiów z perspektywy 3209 roku. 1,2 tys. lat po premierze hipotetycznego spektaklu "Supernova" badacze usiłują zrozumieć, jak żyli owi "starzy ludzie". Czym był kult "bóstw" Cracovii i Wisły? Czym było zapomniane w 3209 roku uczucie strachu? Wierzchowski stworzył w podziemiach Łaźni muzeum instalację znacznie ciekawszą niż "rekonstruowany" (jakoby na podstawie archiwalnych taśm) w drugiej części spektakl.

Skąd ten archiwizacyjny pęd? Czemu zamiast prowokować, przełamywać, angażować się politycznie, wolą urządzać muzea? Najmłodszy reżyserzy oraz (a może - zwłaszcza) towarzyszący im dramaturdzy kształcili się w podobnym okresie, na podobnych lekturach, w podobnej nieufności do pojęć "pamięci", "historii", "świadectwa". Co więcej, porównywani nieustannie z wielkim polskim teatrem "który kiedyś to był", są osobiście zainteresowani, by uświadomić widzom "jaki był konkretnie" i "dlaczego dziś musi być już inny". Nie ośmieszają dawnych form, ale się nimi bawią.

Ich podejście nie ma nic wspólnego z wtórnością, kradzieżą praw autorskich czy brakiem własnego pomysłu na tekst - to raczej sentymentalna podróż w czasie, gusła, wywoływanie duchów teatralnych. A także ważne wypowiedzi pokazujące, że przeszłość trzeba znać, ale nie można w niej nieustannie żyć.

 

Gazeta Wyborcza,

Poniedziałek 30 listopdada 2009

s. 15