"Aktor" w reż. Michała Zadary w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie. Tak powiada Pszonk-kin, "aktor, ale cztowiek sławny" z komediodramy "Aktor" Cypriana Kamila Norwida, która trafiła na deski Teatru Narodowego. Dramat wydawałoby się, skazany jak i reszta twórczości dramaturgicznej Norwida na zapomnienie i śmierć archiwalną, ożył za sprawą inscenizacji Michała Zadary, który dostrzegł w tekście wcale współczesną problematykę, nie potraktował więc utworu z pietyzmem należnym klasyce, lecz wpisał go w czas teraźniejszy. Ale jak wpisał! Żadnych sztuczek z przepisywaniem dramatu, żadnego dekonstruowania frazy Norwida, jego pięknego, acz osobliwego języka. Cud reanimacji dokonał się za sprawą kontekstu - komedia Norwida stała się utworem domowym, wkomponowanym w entourage Sceny przy Wierzbowej, gdzie nawet przeszklone ściany teatru zagrały, odsłaniając widok na miejskie otoczenie i pobliską kawiarnię teatralną Antrakt, której replika pojawiała się na scenie. Pomysł okazał się idealny, bo wyrzucił "Aktora" z ram staroświeckiej ramoty, ukazując celną analizę konfliktów wieku kupieckiego, gdzie rządzi pieniądz i panoszą się nowobogaccy, a kryzys szaleje pod bokiem (bankructwo spółki Gluckschella jako żywo przypomina wydarzenia związane z bańką kredytową). Publiczność siedzi na obrotowym talerzu, który popychają maszyniści, przesuwając widownię w różne części planu akcji, z kawiarni teatralnej do pałacu, a potem do willi hrabiego Jerzego czy do tonącego w brudzie hotelu Pod Jeleniem, gdzie panoszy się Faustyn Bizoński z pretensjami do elegancji europejskiej. Mnóstwo tu gry bez słów (w pełnej zgodzie z koncepcją sztuki d ra maty cz no-teatralnej Norwida), finezyjnie i dowcipnie obmyślonych etiud, w których celują zwłaszcza Wiktoria Gorodeckaja, Wojciech Solarz i Modest Ruciński, dodających smaku poszczególnym sytuacjom. Sporo też gry milczeniem i doskonale przylegającego do postaci słowa. Praca nad słowem jest "nad wszelki podziw", nie czuje się odrobiny obcości tekstu, tak świetnie został spojony z działaniami postaci. Wiele tu osiągnięć aktorskich, które składają się na zharmonizowany koncert, choć nie sposób przynajmniej nie wspomnieć o kongenialnej roli Anny Chodakowskiej, która jako Nicka, mistrzyni igły i przebiegła intrygantka, przypomina zblazowanych dyktatorów mody współczesnych celebrytów. Doskonałe przedstawienie, przemyślane i skonstruowane z precyzją. Rymuje się z rytmem naszych czasów i zarazem przywraca scenie polskiej jednego z najwspanialszych poetów teatru. Na koniec nie stroni od ironii; oto hrabia Jerzy (Oskar Hamerski) debiutuje w roli Hamleta (zważmy na teatralną aluzję do ostatniego spektaklu Kazimierza Dejmka). Jerzy odnosi sukces, także komercyjny, i zaczyna w ten sposób "długi spłacać". Dzisiejsi aktorzy o takich sposobach wyjścia z długów powinni zapomnieć. "To jest nad wszelki podziw" Tomasz Miłkowski Przegląd nr 9/04.03 28-02-2012