"Zbójcy" Fryderyka Schillera to XVIII-wieczny dramat okresu "burzy i naporu", silnie osadzony w obyczajowym, kulturowym i historycznym kontekście swojej epoki. Utrzymany w patetycznej i wzniosłej konwencji melodramatu, wyrażał i symbolizował bunt młodego, wówczas dwudziestodwuletniego autora przeciwko niesprawiedliwości, brutalności i egoizmowi, które mogą doprowadzić człowieka na skraj barbarzyństwa i zbrodni. Utwór opublikowany w 1781 roku szybko stał się politycznym manifestem poddającym krytyce system ucisku i represji łamiący podstawowe prawa człowieka, przede wszystkim uderzający w jego godność i wolność.


W uwspółcześnionej interpretacji "Zbójców", w reżyserii Michała Zadary, oglądamy marazm i obojętność młodego pokolenia, które nie potrafiąc dostosować się do otaczającej rzeczywistości, z łatwością przyjmuje postawę pozornego buntu, sprowadzającego się do negacji jakichkolwiek wartości i walki przeciwko wszystkiemu. Zadara podkreślając farsowość dramatu, portretuje jego bohaterów bardzo ironicznie i krytycznie. Przerysowując ich charaktery i sposób działania tworzy neurotyczne i dynamiczne parodie ludzkich osobowości, z których wydobywa wszystkie możliwe cechy negatywne - całą "chorobę" wyniszczającą współczesne społeczeństwo.


Tytułowi zbójcy to banda niezdecydowanych, bezmyślnych i rozczarowanych światem młodych mężczyzn, którzy usilnie szukają ciekawego zajęcia, absorbującego nadmiar wolnego czasu. Okupujący podwórkową ławeczkę pod blokiem, przypominają barwną grupę bezrobotnych obywateli, czekających na zewnętrzny impuls, władczy i dominujący głos, wyznaczający im kierunek życiowej drogi. Ich dowódcą zostaje Karol Moor (Paweł Paprocki), syn Maksymiliana Moora (Mariusz Bonaszewski), brat Franciszka (Przemysław Stippa) - intryganta, czyhającego na majątek starego ojca.


Rodzina Moorów, w inscenizacji Zadary, to pokolenie bogatych businessmanów, którzy z okien swoich ekskluzywnych apartamentowców podziwiają krajobraz wielkomiejskich drapaczy chmur. W świecie bogatych i egoistycznych materialistów prym wiedzie Franciszek Moor. Przemysław Stippa fenomenalnie kreuje swojego bohatera, nadając mu rys z jednej strony bezwzględnego despoty o psychopatycznych skłonnościach, z drugiej strony neurotycznej gwiazdy politycznej estrady, która stacza się na dno obłędu i szaleństwa.


Zadara umiejętnie różnicuje swoich bohaterów, tworzy dwie odrębne przestrzenie, które podkreślają społeczne rozwarstwienie, odmienne środowiska i perspektywy przyszłości. W obu reżyser dostrzega ogromne zagrożenie, o którym nie decyduje społeczny czy finansowy status, ale własna moralność i etyka działania. Bohaterowie spektaklu, tak bezwzględni w swoim postępowaniu, szybko stają się marionetkami we władaniu siły i przemocy. Zbójcy, nie zważając na morale, tworzą własne prawo od podstaw. "Zabijać i gwałcić każdego, kto stanie nam na drodze." To motto bohaterów Schillera. Ich twarze nieskalane myślą i roztropnością współgrają z triumfem fizycznej siły nad rozumem i ludzkim intelektem. Pozbawieni przywódcy stają się "ciałem bez głowy"; bezwolną maszyną do zabijania, miotającą się między decyzją, a czynem.


Spektakl Zadary to wpisująca się w dotychczasową estetykę reżysera nieustająca gra z widzem, który wraz z aktorami wchodzi w tę niesamowicie przerysowaną i prześmiewczą rzeczywistość, w której z łatwością odnajdzie uniwersalne kody i konwencje kulturowe. Dzięki dystansowi, aluzji i ironii dramat Schillera nabiera lekkości, której wtóruje zabawa konwencją i językowymi archaizmami. Sceniczne działania aktorów (także te, mające miejsce podczas przerw), kierowane bezpośrednio w stronę widowni, niejako zawieszają fikcyjną fabułę, by siłą wedrzeć się do naszej rzeczywistości.


"Zbójcy" to spektakl ciekawy, choć z pewnością można reżyserowi zarzucić łatwość z jaką wtłacza XVIII-wieczny tekst niemieckiego dramatopisarza w dość prozaiczne i banalne ramy współczesności. Transpozycja ta broni się jednak dzięki humorystycznemu podejściu do dzieła, które jako błyskotliwy i aktualny komentarz portretuje pokolenie młodych ludzi, którzy odcinają się od tradycji i wartości, dążąc do samorealizacji podług własnych zasad i oczekiwań. Symbolem i ostoją zapomnianej świętości tradycji staje się postać grana przez Mariusza Bonaszewskiego, który jako stary Moor, w kontrze do pozostałych bohaterów eksponujących przesadne zachowanie, pozostaje na uboczu scenicznych zmagań. Jego wyciszenie, zamknięcie i zdystansowanie podkreślają samotność i wyalienowanie człowieka, który nagle zostaje wykluczony z kręgu zainteresowania.


Do tego należy pochwalić bardzo efektowną i widowiskową, piętrową scenografię (skądinąd do złudzenia przypominającą przestrzenie dwóch poprzednich spektakli Zadary - „Great Gatsby” i „Aktor”); świetnie skonstruowane komiczne sceny rodem z filmów akcji oraz grę aktorów, którzy balansując na granicy żartu i powagi ukazują bezsilność i marionetkowość postaci dramatu Schillera. Cechy, które bez trudu można przypisać młodemu pokoleniu, pokoleniu, które bez namysłu i refleksji, ślepo poddaje się automatyzmowi społecznych mechanizmów i dążeń, zatracając umiejętność samodzielnego i racjonalnego myślenia.


autor tekstu: Agnieszka Górnicka