«Obchodzący 85. urodziny Tadeusz Różewicz stał się mistrzem młodego pokolenia twórców teatralnych. Świadczy o tym nowa inscenizacja "Kartoteki" Michała Zadary we wrocławskim Teatrze Współczesnym

To nieprawda, że nowy polski teatr odrzucił dialog z tradycją, odwrócił się od mistrzów i zajął własnym pępkiem. Przeczy temu wpływ, jaki na młodą generację reżyserów i dramatopisarzy ma Tadeusz Różewicz. Chociaż dramaty poety w ostatnich sezonach nieczęsto trafiały na afisz (może poza lekturową "Kartoteką"), to jednak jego twórczość pozostaje ważnym punktem odniesienia dla pokolenia jego wnuków.

 

Do Różewicza nawiązuje Michał Walczak (rocznik 1979), jeden z najzdolniejszych dzisiaj autorów teatralnych. Jego sztuka "Podróż do wnętrza pokoju" z 2003 r. to współczesna wersja "Kartoteki", w której wiwisekcji swego życia dokonuje student imieniem Skóra.

 

Inny dramatopisarz z tego samego pokolenia Paweł Demirski cytował Różewicza w dramacie "From Poland with love", zestawiając wiersz "Ocalony" z historią pary bezrobotnych usiłujących wyemigrować z kraju. "Nasza mała stabilizacja" i inne miniatury z Teatru Niekonsekwencji wykorzystał Paweł Miśkiewicz w swoim "Rajskim ogródku", przedstawieniu ze studentami krakowskiej PWST, które objechało kilka festiwali i zostało przeniesione do Teatru TV. A długo niegrana sztuka "Do piachu" powróciła w genialnym przedstawieniu lubelskiego Provisorium/Kompanii Teatr.

 

Dlaczego sięgają po Różewicza? Każdy ma swoje powody. Jedni szukają u Różewicza potwierdzenia swoich przeczuć, że świat niekoniecznie zmierza we właściwą stronę, drudzy odnajdują w nim uwrażliwienie na rzeczywistość, konkret, realistyczny szczegół. Jednym imponuje artystyczna odwaga, z jaką Różewicz łamał zasady i konwencje, budując nowy język teatru i dramaturgii, inni podzielają jego nieufność do martyrologii, ideologicznego zadęcia i kłamstwa.

 

Wspólne jest na pewno doświadczenie dewaluacji wartości, które w pokoleniu Różewicza wywołała wojna, a w pokoleniu Demirskiego czy Walczaka - bezrobocie i ostre podziały ekonomiczne w społeczeństwie.

 

Wszystkie te motywy zbiegają się we wrocławskiej "Kartotece" w reżyserii Michała Zadary. Młody reżyser, który zasłynął nowatorskimi odczytaniami klasyki: "Księdza Marka", "Wesela" i współczesnego dramatu (Demirski), wystawił "Kartotekę", tak jakby to był tekst napisany dzisiaj. Jego spektakl w łamaniu konwencji teatralnej i rozbijaniu struktury dramatycznej idzie dalej niż sztuka z 1958 r., tak jakby dopiero teraz teatr dogonił eksperymenty dramatopisarza. Różewicz pozbawił dramat tradycyjnej fabuły i akcji, a do tekstu wplótł cytaty z gazet, Zadara zlikwidował podział na widownię i scenę i kazał grać aktorom pomiędzy widzami stłoczonymi na podestach, które przypominają dworcowe perony (znakomita przestrzeń-instalacja Roberta Rumasa).

 

Pokawałkowany dramat został jeszcze bardziej rozbity, aktorzy grają niezależnie od siebie w różnych częściach sali, śpiewają lub recytują do mikrofonów, a nawet wybiegają na korytarz, aby tam w skupieniu prowadzić dialogi. Nie ma jednego Bohatera, jest ich dwóch - stary - Jan Peszek i młody - Szymon Czacki. Role nie są jednak na stałe przypisane do aktorów, kwestie Bohatera czy odwiedzających jego mieszkanie gości podejmują inni wykonawcy.

 

Przedstawienie po półtorej godzinie zapętla się, sceny powtarzają się w ułomnej, karłowatej formie, kwestie rwą się na pojedyncze słowa aż w końcu wszystko ginie w nadawanym z głośników przeraźliwym informacyjnym szumie.

 

"Kartoteka", która opowiadała o zagubieniu pokolenia Kolumbów w powojennej rzeczywistości, w rękach Zadary stała się opowieścią o zagubieniu dzisiejszych dwudziestolatków. Dla nich również słowa i pojęcia straciły wartość. "Cnota i występek, prawda i kłamstwo, piękno i brzydota, męstwo i tchórzostwo" są tylko wyrazami jak w wierszu Różewicza "Ocalony".

 

Inny jest tylko powód: dla pokolenia Różewicza była nim wojna, dla nich - życie w coraz szybciej zmieniającym się świecie, gdzie nic nie jest stabilne, a wszystko płynne.

 

Podobnie jak Bohater Różewicza bohaterowie tego przedstawienia nie potrafią odnaleźć się w tej płynnej rzeczywistości, poskładać z kawałków rozbitego, a raczej rozpuszczonego w morzu informacji świata. Podejmują niezdarne próby uporządkowania, układają rzędem biurowe segregatory, aby następnie zburzyć układankę jak kostki domino, tańczą, nucą kołysanki, siadają w kręgu i dyskutują o swoich problemach jak na spotkaniu psychoterapeutycznej grupy wsparcia. Jednak świat nie daje się poskładać na nowo.

 

Spektakl Zadary to przykład twórczego, krytycznego dialogu z tradycją prowadzonego nie w pozycji klęczącej, ale wyprostowanej. Zadara bierze od Różewicza jego nieufne widzenie świata, odrzuca to, co dla jego pokolenia jest obce: kiedy Czacki, odczytując życiorys Bohatera, dochodzi do fragmentu o wojnie, wśród aktorów rozlega się zbiorowy jęk: "O Jezu, znowu ta wojna". Jednocześnie reżyser jest wierny duchowi Różewiczowskiego teatru. Teatru, którego zadaniem nie jest zaspokajanie potrzeby rozrywki, ale dawanie do myślenia, nie uświęcanie tradycji, ale twórczy z nią dyskurs, nie utrwalanie formy, ale jej rozbijanie i poszukiwanie nowej. Do "Kartoteki" sprzed 60 lat doszła nowa, bardzo ważna karta.»